Forum POGADUSZKI FILIPOWSKIE Strona Główna
  Obecny czas to Nie 0:28, 06 Paź 2024   

Forum POGADUSZKI FILIPOWSKIE Strona Główna -> HYDE PARK

Opowiadania,wiersze itp

  Autor    Temat Napisz nowy temat Odpowiedz do tematu
Pro Mike
(Moderator)
(Moderator)



Dołączył: 11 Sie 2006
Posty: 138 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ..::Filipów::..

Opowiadania,wiersze itp

Strach



Strach. Strach był wszędzie. Nie mógł się ruszyć, patrzył na drzwi, przerażony tego, co znajduje się za nimi. Podszedł do nich, przekręcił klucz i pociągnął za klamkę…
- Nieeeee!!!!!!!!!!
Wstał zlany potem, dysząc ciężko. To sen. To był tylko sen.

- To było tak prawdziwe…… czułem ten strach.
- Ale Brailan, to był tylko sen. – odrzekł Sinirian
- Sen, ale potwornie rzeczywisty. Mówię ci, przeżywałem to naprawdę.
- Dobrze, a co było za drzwiami, że ty, Sir Brailan się tego bałeś.
- Tego nie wiem, lecz czułem zło, straszliwe zło.
- A pamiętasz coś z tego snu?
- Tylko tyle, że w kieszeni miałem złoty i strasznie zawiły klucz. Nim otworzyłem te potężne, srebrne drzwi.
- A więc chyba natychmiast wyruszysz?
- Dokąd?
- Do odległego, straszliwego miejsca, zwanego Shaghin, w którym podobno uwięziono najpotężniejszego maga na ziemi. Tylko on może zakończyć wojnę. Ale istnieje legenda, że jego więzienia pilnuje istota zła na tym świecie.
- On może zakończyć wojnę? Wyruszę po niego, i uwolnię go, przez tą wojnę zginęli prawie wszyscy moi przyjaciele. Reszta pewnie wyruszy ze mną, ich także przepełnia gorycz po stracie bliskich.
- Ja nie mogę wyruszyć, wiesz, że w tym wieku się do niczego nie nadaję. Ale mam jedną pomocną mapę. Jest strasznie zniszczona, ale choć po kawałku obrazuje rozmieszczenie placu Shaghinu.
- A więc, wyruszam za dwie pełnie księżyca, z samego rana.
- Na co ci aż tyle czasu?
- Muszę skompletować drużynę, i przygotować się dostatecznie, do powitania tej podróży, i tej tajemniczej istoty.
- A więc dobrze, do zobaczenia.

Rozdział I - "Przygotowania"


Stał u drzwi. Potężnych, mosiężnych drzwi. Zapukał. Nikt nie odpowiedział. Zapukał mocniej. Nadal cisza. Zaczął walić w drzwi, ale nic nie przerywało odgłosu ich dudnienia. Odsunął się od nich, i z rozpędu uderzył w mosiądz. Oparły się na jego sile, otwierając się z impetem. Wszedł do środka. Nikogo nie ma, a ta cisza wywołuje drgawki. Przeszedł do innego pokoju. Nadal pusto. Wtedy poszedł do sypialni. Otworzył drzwi i stanął w progu dęba.
- Zariel!!! - krzyknął i pobiegł w stronę łóżka, na którym leżało zmasakrowane ciało jego przyjaciela.
Podbiegł do niego, i zauważył, że ciało leży tu już bardzo długo. Nie było już szans na uratowanie Zariela. Brailan nachylił się nad nim, i uronił kilka gorzkich łez. Myślał o tym, co razem przeżyli, jak w dzieciństwie marzyli, by zakończyć Wielką Wojnę. Dla niego to się nie spełni. Ale dlaczego ktoś miałby go zabijać? Może ktoś wiedział o wyprawie? Nie, przecież decyzję o wyjeździe podjął dopiero trzy dni temu. Jednak wiedział, że dla zła nie ma granic. Zostawił ciało przyjaciela, i odszedł do domowej biblioteczki Zariela. Nie znalazł nic, co mogłoby mu pomóc. Jednak po dokładniejszej obserwacji pokoju, zauważył małą karteczkę wystającą ze ściany. Wyciągnął ją z pomiędzy belek i zaczął czytać.

Drogi Brailanie,
Wiem, że zawsze marzyliśmy o zakończeniu wojny, ale dla mnie to koniec. Musisz sam postarać się o pokój, dla mnie już za późno. Zrobiłem coś, czego nie powinienem był robić. Poniosę konsekwencje, i pewnie już się nie zobaczymy. Ale proszę, pomścij mnie. Wskazówki znajdziesz wszędzie, sam domyślisz się co się wydarzyło. Życzę ci, aby udało skończyć Wielką Wojnę, i odnaleść tych, którzy są wszystkiemu winni.
Twój przyjaciel,
Zariel


- Przykro mi Zarielu, najpierw muszę zakończyć masowe zabójstwa, prowadzone na niewinnych ludziach. Ale przyrzekam, kiedy wojna się skończy, odnajdę tych, którzy ci to zrobili.

Rozdział II - "Drużyna"

- Nie, to nie może być prawda - zarzekała się Draina
- Przykro mi, ale to prawda, Zariel nie żyje.
- Ale dlaczego? Dlaczego ktoś mu to zrobił - zastanawiał się Nethar
- Zostawił tylko to - odrzekł Brailan podając im karteczkę

- Wyruszamy jak najszybciej
- Ale to niemożliwe, musimy podjąć przygotowania
- Nethar ma rację, musimy ruszać natychmiast
- A więc, musimy się pospieszyć z przygotowaniami
- Bądźcie gotowi za trzy dni, wtedy wyruszymy. Jednak muszę was o cos prosić. Niech Ferius jedzie z nami.
- Nie! On nie jest na to gotowy.
- Brailanie, on naprawdę nie podoła...
- Ale jest nam potrzebny, przecież w trójkę nie damy rady
- Dobrze, ale jeśli będzie nam przeszkadzał, sam mu odetnę ręce

Wszedł do pustej piwnicy, w której mocno dawało się odczuć woń spalenizny. "Znów te jego eksperymenty" pomyślał.
- Feriusie!!!!!
Cisza. Krzyknął jeszcze raz, lecz tym razem posłyszał lekki szelest.
- Witaj Brailanie... - szepnął ktoś z kąta
- Fariusie, potrzebujemy twojej pomocy
- Niech się stanie
- To ty już wiesz?
- Zapomniałeś kim jestem...
- Dobrze dobrze, skoro wiesz, to przygotuj się dobrze.
- Nie martw się o mnie...

Wyszedł na rynek. Nikogo już o tej porze nie było. Jednak czuł czyjąś obecność. Jakby ktoś go obserwował. Przeszedł przed ratuszem, lecz nadal czuł na sobie czyjś wzrok. Odwrócił się w najlepszym momencie, na odparowanie ciosu zadanego od tyłu. Kiedy spojrzał za sibie, nie było już tam nikogo. Skąd w takim razie spadł cios?

Rozdział III - "Zakon"

Jechali przez las. Przez ogromny, stary las. Szukali czegoś, a raczej kogoś. Sporej grupy osób, znającej prastare tajemnice, mogącej im pomóc. Osoby te od wielu lat stoją na straży Równowagi świata. Musieli je odnaleść.

Brailan jechał na przedzie, cały czas myśląc o tajemniczym ataku oraz tych, których mają niedługo spotkać. Słyszał pogłoski, że pomagają tylko w ważnych sprawach, pomagających utrzymać Równowagę, choć na co dzien sami się tym zajmują. Podobno rozmawiają tylko z tymi, którzy pragną pomóc innym. Nikt o sercu haniebnym, nie odnajdzie ich mistycznej siedziby. Miał jedynie lekką nadzieję, że objawią mu się. Jednak nie wiedział, czy żyje jeszcze ktoś z czwórki Starszych. Wiedział, że to było wiele lat temu, i ich następcy kontynuują ich dzieło, ale bez wątpienia Starsi byli najpotężniejsi i najmądrzejsi.
- Brailan!!!
- Uhm, przepraszam was, zamyśliłem się.
- Widać to. Kończą nam się zapasy.
- Już niedługo dojedziemy do ich siedziby.

Nagle, z korony drzewa pod którym przejeżdżał spadł na niego cios. Cios mieczem. Był przygotowany. Odparował cios, zeskoczył z konia i szybko wdrapał się na drzewo. Nikogo nie było. Wrócił zamyślony do reszty, która już szykowała się do ataku.
- Nikogo nie ma... całkiem jak ostatnio.
- Jak to ostatnio? Nie powiedziałeś nam czegoś.
- Eh... nie miałem jak.
- Więc może teraz masz?
- Dobrze. Kiedy wracałem od Feriusa, znienacka spadł na mnie cios. Odparowałem go, lecz kiedy się odwróciłem, nikogo nie było. No cóż, jedźmy już, a broń miejcie w pogotowiu.

Jechali spokojnie na koniach, lekko zmęczeni monotonią ogromnego lasu. Nie było tu żadnych zwierząt. Widzieli tylko drzewa, a słońce mocniej przebijało się bardzo rzadko. Konie były zmęczone ciągłą wędrówką, a zapasy były na wyczerpaniu. Nagle spostrzegli światło w oddali, naprzeciwko nich. Pospiepszyli konie, jednak ogrom lasu ich zmylił. Jechali jeszcze bardzo długo, zanim dojechali na miejsce.

Była to ogromna polana. Słonce prześwitywało tu strasznie mocno, musieli mrużyć oczy. Na samym środku polany, stał ogromny głaz, od którego biła mistyczna moc. Konie nie chciały wjechać na polanę, widocznie bojąc się energi, która przenikała całą polanę. Poszli w stronę głazu. Jako że polana była naprawdę ogromna, szli dość długo. Gdy doszli, zauważyli trzy kryształowe kamienie, które były przyczyną mocy głazu i polany. Brailan położył na nich dłoń. Na początku nic się nie stało. Jednak po chwili kamienie zaświeciły i w górę strzelił słup światła. Pojawiły się mistyczne budynki.

Nagle z lasu, naprzeciwko głazu wyszła postać odziana na biało. Kobieta, staruszka już w długiej szacie. Miała w sobie jakąś energię, szła szybko i wyporstowana. Przechodziły ich ciarki, gdy postać zbliżała się do nich. Biła od niej tajemnicza siła, nawet gdyby naprawdę chcieli, nie mogliby uciec. Kobieta podeszła do nich.

- Jestem Nishana, ostatni Starszy zakonu Thandrim-Iscito.

Rozdział IV - "Pomoc ognia"

- Thandrus umarł niedługo po założeniu zakonu. Thindian zginął w walce z orkami pod twierdzą Ar-Titanh, a Malios, który zamknął na zawsze wrota Ar-Titanhu zniknął, chociaż był najpotężniejszy z nas. Ja zostałam na straży tajemnic, ale gdy odejdę, nasze dzieło będą kontynuować nowi Strażnicy, którzy są wybierani spośród najlepszych magów.
- A więc co możesz nam doradzić, o Starsza?
- Pomoże wam jeden z naszych rekrutów, wybrany przed waszym wyjazdem. Jednak to nie wystarczy, potrzebujecie pomocy najpotężniejszych istot tego świata. Na pewno się zgodzą, ale wy musicie do nich dojechać. Mamy tylko małą mapę, nie dającą zbyt wielu informacji. Lecz może się wam przydać.
- Dziękujemy, o Starsza. Lecz kiedy mamy wyruszyć? Musimy ocalić tego maga jak najszybciej.
- Wyruszycie jutro, z samego rana, zaopatrzymy was we wszystkie niezbędne środki. Członek bractwa wyruszy z wami dopiero do Shaghinu.

Odeszli do swoich legowisk. Wszyscy po trudach podróży zasnęli kamiennym snem. Jednak nie Brailan. On nie mógł spać. Ciągle pamiętał o Zarielu i tajemniczych atakach. Musi to rozwiązać. Ale kim są te potężne istoty. Niestety, tego dowie się za długi okres czasu.

- Do widzenia Nishano, postaramy się ich odnaleść jak najszybciej.
- Żegnajcie, niech moc bractwa spoczywa nad wami.

Wsiedli na konie i ruszyli. Wjechali znów w las, niezbyt do niego przekonani. Znów będą musieli znosić monotonię tych drzew. Jednak wiedzieli, że nie będą tak monotonne jak ostatnio. Teraz już spodziewali się ataku. Brailan jechał na przedzie, wiedząc, że on jest obiektem ataków.

Jechali już bardzo długo, lecz żaden atak nie nastąpił. Ale to tylko zaniepokoiło ich. Jednak nie zważając na to, jechali bardzo szybko, aby jak najszybciej dotrzeć do owego tajemniczego miejsca. Nie wiedzieli jak tam dotrzeć, mieli tylko niedokładną mapę, która mówiła, aby jechać na wschód, przez małą miejscowość. Dwa tygodnie drogi za nią jest cel ich podróży.

Weszli do małej, obskurnej karczmy. Karczma całkiem pusta, jedynie kelner znudzenie przecierający szklanki brudną szmatą. Na ścianach wisiały obrazy smoków. Oglądali wszystkie po kolei. Większość przedstawiała smoki niszczące wrogów i istoty chcące zniszczyć królestwa ludzi. Najpierw chcieli napić się czegoś, jednak gdy zobaczyli szmatę w ręce barmana pragnienie dziwnie ich opuściło.

Wyszli z gospody i wsiedli na konie. Znów wjechali w las. Jednak ten las różnił się od tego otaczającego zakon. Tu dało się wyczuć tajemnicę, potęgę oraz starożytną wiedzę. Jechali, czując, że siły zła nie mają tu dostępu. Oglądali się co chwilę, ponieważ czasem czuli, że ktoś ich obserwuje. Jednak wyczuwali także, że ten ktoś nie ma złych zamiarów.

Po wielu dniach ciężkiej jazdy, zauważyli przed sobą ogromny biały budynek, z wieloma wieżami, oraz wspaniałymi wrotami, przez które zło napewno nie mogło przejść. Brailan zostawił konia, podszedł do wrót i pchnął je. Wrota, mimo swego ogromu, odchyliły się do środka. Weszli wszyscy, podziwiając ogrom pomieszczeń i ich wystrój.

Nagle, z ogromną prękością wylądował przed nimi. Był ogromny, lśniał czerwienią i raził mądrością spojrzenia. Mimo, że na początku się go przestraszyli, po jego oczach poznali że przeżył wiele, i posiada ogrom wiedzy. Był smokiem.
-Witajcie, jestem Pheras, jeden ze Starszych Opiekunów Świątyni. Wiem w jakiej sprawie do nas przybywacie. Najpierw zaprowadzę was do Xyndiana, najstarszego i najpotężniejszego z nas. On najpierw zajmie się sprawą podróży, a później tajemniczymi atakami i śmiercią Zariela. Nie pytajcie skąd wiemy, mamy swoje tajemnice.
- Więc prowadź, o potężny.
Pradawny wzbił się w powietrze i powoli zaczął lecieć. Szli za nim długo, aż trafili pod ogromne drzwi, pokryte znakami runicznym. Wrota otworzyły się.

Rozdział V - "Droga Śmierci"


- Witajcie w Świątyni, drodzy przybysze. Wiem co was sprowadza, mam nadzieję że zrozumiecie moją pomoc. Co prawda mówimy tym samym językiem, ale to za mało aby się trafnie porozumieć - rozpoczął Pradawny
- Wielki Xyndianie, mamy tylko zniszczoną mapę. Nie wiem jak uda nam się wykonać zadanie - zaczął ze zwątpieniem w głosie Brailan
- Nigdy nie lekceważcie potęgi Pradawnych - odparł twardo Xyndian
- Nawet nam to przez myśl nie przeszło, o wielki, ale jak my możemy się tam dostać?

Xyndian przybrał ludzką postać, teraz był wysokim, ubranym na czarno starcem. Podszedł do najbliższej półki i wyjął kilka grubych, podniszczonych tomów. Wrócił do stolika, i położył na nim księgi. Na najbliższym widniał wyblakły gotycki napis "Droga Śmierci". Starszy odwrócił się i podszedł do małego mebelka, na którym stała mała, wykonana z czerwonego drewna szkatułka. Wziął ją w ręce i wrócił na miejsce. Otworzył powoli pudełko, w której znajdowała się mała błękitna kula, promieniująca niesamowitą energią. Powoli odstawił ją na stolik i oparł się w fotelu.

- To jest Kula Ducha. Dzięki niej nie zagubicie duszy na Drodze Śmierci. Przekażę ją wam, kiedy będziecie wyruszać, a kiedy rano spotkacie się, proszę, przejrzyjcie te tomy.

Wyszli z komnaty Pradawnego i udali się do swoich pokojów. Każde z nich jeszcze długo myślało o tym, co może ich czekać.

Gdy wcześnie rano, Brailan udał się na posiłek, zauważył że reszta już na niego czeka. Bez słowa zjedli lekkie śniadanie i ruszyli do wspólnej komanty. Nethar poszedł do swojej sypialni po księgi, a po chwili wrócił, trzymając trzy tomy. Okazało się że każdy ma ten sam tytuł, ale opisuje tą drogę z całkiem innej perspektywy. Zajęli się swoimi tomami, w milczeniu przerzucając stronice.

- Ta Droga Śmierci leży na północ stąd, przecież tam jest nieprzebyte pasmo górskie - zauważyła Draina
- Nie martwmy się o to jak do niej dojść, ale jak przez nią przejść. Ten tom wyjaśnia jej historię i przeznaczenie. Podobno została zbudowana przez istoty piekielne, aby zamknąć śmiertelnikom drogę do Wieży Słowa, która kiedyś była siedzibą starożytnych magów. Zło zabiło wszystkich, i uczyniło z wieży swoje więzienie na tym świecie. Nazwali je Shaghin i tam właśnie został uwięziony mag, o którym mówią jakieś przepowiednie...
- Które znajdują się w moim tomie - dokończył Nethar - Podobno Mag jest strzeżony przez generała armii piekieł.
- Więc musimy przejść przez Drogę Śmierci, o ile ją znajdziemy, a później pokonać tego generała? Coraz bardziej powątpiewam w powodzenie naszej misji. No cóż, dowiedzmy się czegoś więcej i udajmy się na spoczynek, przed nami jeszcze kilka dni wertowania tych ksiąg.

a może wam się spodoba....oceńcie[/b]


Post został pochwalony 0 razy

Post Czw 21:12, 16 Lis 2006 
 Zobacz profil autora    
Pro Mike
(Moderator)
(Moderator)



Dołączył: 11 Sie 2006
Posty: 138 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ..::Filipów::..

Piszcie tu SWOJE opowiadania wiersze itp......
Dałem już swoje jedno....
pamietajcie że to jest tylko dla WAS
P.S Każdy bezsensowny post bedzie karany osstrzeżeniem a w najgorszym wypadku BANEM^^
Mam nadzieje ze tak nie bedzię;]
Zachecajcie ludzi do udziału w zabawie


Post został pochwalony 0 razy

Post Czw 21:20, 16 Lis 2006 
 Zobacz profil autora    
Pro Mike
(Moderator)
(Moderator)



Dołączył: 11 Sie 2006
Posty: 138 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ..::Filipów::..

wiersz z dedykacja...

W życiu miłość jest najważniejsza
wtedy stajesz się wolniejsza
Nie myślisz już o swoich błędach
tylko o właśnie o nim
Tylko o nim
co ci tak serce skradł
I nie wiedząc czemu
nagle
bezlitośnie
już nie myślisz o nim
Myśląc że to wybryk Boga
zamykasz się w sobie


Zero, znów nic, ciągle to samo.
Strach, ciemność ogłusza mu oczy.
Klęcząc nieprzytomny, w oczekiwaniu trwąc.
Na szanse, na okazji nutę, by walczyć, by znów wstać.
Gdy siły przybędzie wystarczająco wiele, próbować na nowo.
By upaść znów, ciągle to samo.
Strach, ciągle nie widać światła wśród wszech płaczu.
Szansa, zdając się zbliżać, pukając wciąż, niczym dziecko w dom,
Gdzie gospodarz, czekając na Pana, wyrzuca je w deszcz, na dwór.
Z powrotem w ciemność, w strach, w milczenie.
By leżeć weń, ciągle to samo.
Uparcie trwając w przekonaniach, iż łzy na nic się zdą,
Nie pragnąc już wcale wolności, raczej jej pożądając.
Trwa wciąż w ciemności, próbując się wydostać na siłę,
Na wolność lat dziecięcych, na łono, ówczesny świat.
By zapomnieć znów o nim, ciągle to samo.
Ohydny dręczyciel znów w śmiech popada,
Cień człowieka leży w ciemnościach wiary,
skaleczony na ciele, Zabity na duszy.
Czemuż to wcale nie myśli, klęcząc, obłąkany,
By uwierzyć wreszcie w ducha, a nie...

Ciągle to samo.
Damian,badz mocny,nie poddaj sie...
ak najszybciej....czekamy Crying or Very sad Sad Crying or Very sad


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Pro Mike dnia Pią 17:08, 08 Cze 2007, w całości zmieniany 1 raz

Post Pią 20:27, 17 Lis 2006 
 Zobacz profil autora    
Mptronic
Wymiatacz
Wymiatacz



Dołączył: 12 Sie 2006
Posty: 93 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 3/3
Skąd: Filipów\Gdańsk

kto bedzie pisac cos takiego... chyba osob natchnionych brak u nas ;]

Post został pochwalony 0 razy

Post Pon 3:01, 25 Gru 2006 
 Zobacz profil autora    
  Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy temat Odpowiedz do tematu

Skocz do:  


Last Thread | Next Thread  >

Zasady:
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

 

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB Š 2001 phpBB Group

phpBB Template by Vereor.

Web Templates
Web Design Templates Š